Polska załoga przy Halifaxie po powrocie znad Warszawy

Po wybuchu II wojny światowej polskie władze, tak cywilne jak i wojskowe, kontynuowały swoją działalność na emigracji. Najpierw ich siedzibą była Francja, a po jej upadku Anglia. I to właśnie nad Tamizą wcielono w życie ideę, która przyświecała polskim sztabowcom jeszcze w okresie istnienia II RP.

Mianowicie na początku lat 30. XX w. wysocy rangą oficerowie Wojska Polskiego parli do zorganizowania świetnie wyszkolonych grup powietrznodesantowych, które w okresie konfliktu zbrojnego byłyby przerzucane drogą lotniczą, na przykład na teren zajęty przez wroga, gdzie podejmowałyby działania dywersyjno-sabotażowe. Pomimo, że pewne ku temu kroki poczyniono jeszcze w roku 1936 to koncepcja ta została na dobre rozwinięta dopiero po wybuchu II wojny światowej.

Jeszcze w 1939 r. ówczesny Komendant Główny Związku Walki Zbrojnej gen. Kazimierz Sosnkowski zgromadził wokół siebie grupę zwolenników wojsk powietrznodesantowych, którzy przekonali go, że dzięki tego rodzaju jednostkom będzie możliwe usprawnienie łączności pomiędzy Francją, a okupowaną Polską. Tym samym powołano do życia Oddział VI (Specjalny, Krajowy) Sztabu Naczelnego Wodza Wojska Polskiego, który miał zajmować się m.in. rekrutowaniem i szkoleniem żołnierzy, przeznaczonych do działalności konspiracyjnej w Polsce, gdzie bardzo prężnie funkcjonowała armia podziemna: najpierw Służba Zwycięstwu Polski, zamieniona jeszcze w 1939 r. na Związek Walki Zbrojnej, który w 1942 r. został ostatecznie przekształcony w Armię Krajową. W organizacjach tych, szczególnie na samym początku ich funkcjonowania, brakowało wykfalifikowanych oficerów, którzy na przykład mogliby poprowadzić walkę czynną, ale również specjalizować się w łączności, wywiadzie, czy też broni pancernej.

Wychodząc naprzeciw tym oczekiwaniom wspomniany powyżej Oddział VI rozpoczął rekrutację ochotników, którzy mieli wesprzeć walczących z Niemcami i Sowietami rodaków. Ludzie ci musieli spełniać pewne kryteria, od których nie było odstępstw. Przede wszystkim przyszli spadochroniarze, nazywani „ptaszkami” lub „zrzutkami” (nazwa cichociemni powstała prawdopodobnie dopiero w 1941 r. i odwoływała się do sposobu, w jaki żołnierze znikali ze swoich oddziałów i rozpoczynali tajną służbę) musieli odznaczać się niezłym przygotowaniem mentalnym oraz fizycznym. Słowem najlepszy ochotnik na spadochroniarza to „ochotnik, najlepiej młody, w pełni sprawny fizycznie, inteligentny, przedsiębiorczy, o dużym poczuciu niezależności, choć jednocześnie karny i zdolny do poddania się ciężkiej zaprawie fizycznej. Musieli to być ludzie świadomi ryzyka i umiejący je niejednokrotnie podjąć, musieli bezwzględnie potrafić dochować tajemnicy. Oprócz tego powinni być twardzi, odważni a czasem nawet brutalni”.

Kiedy ochotnicy, wytypowani przez Oddział VI, spełniali powyższe kryteria byli kierowani na specjalne szkolenia, które ostatecznie ukończyło niewiele ponad 600 chętnych. Początkowo przyszli spadochroniarze kończyli między innymi kurs spadochronowy z odpowiednią bojową zaprawą. Ponadto odbywali również kursy z badań psychotechnicznych, walki konspiracyjnej oraz kurs odprawowy. Ten ostatni przechodzili wszyscy, którzy mieli wyruszyć w drogę do okupowanej Polski bądź innych krajów, w których stacjonowały siły niemieckie. W jego trakcie kandydat na cichociemnego musiał złożyć specjalną przysięgę: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny, jako żołnierz powołany do służby specjalnej przysięgam, że poświęconego mi sprzętu, poczty i pieniędzy strzec będę nie tylko jako dobra państwowego, ale i jako środków pieniędzy przeznaczonych do odzyskania wolności Ojczyzny, a tajemnicy służby specjalnej dochowam, nawet wobec moich przełożonych i kolegów w konspiracji i nie zdradzę jej nikomu, aż do końca wojny. Tak mi Panie Boże dopomóż”. Oprócz powyższych, jeżeli cichociemny był kierowany do Polski, w trakcie kursu odprawowego musiał zaznajomić się z realiami okupowanego kraju oraz był zobowiązany do tego, aby wymyślić sobie legendę, czyli fałszywy życiorys, którym miał posługiwać się w trakcie wykonywanych zadań.

Co jednak istotne przyszli cichociemni kończyli również kursy specjalistyczne, dzięki którym zdobywali wiedzę i umiejętności z bardzo wąskiej dziedziny, jak na przykład z sabotażu i dywersji, wywiadu, łączności oraz różnych rodzajów broni. Szkolenie wywiadowcze ukończył choćby przyszły generał Stefan Bałuk „Kubuś, który w kwietniu 1944 r. został zrzucony do kraju. Tam przydzielono go do Wydziału Legalizacji i Techniki Oddziału II Komendy Głównej Armii Krajowej, która zajmowała się wywiadem, ale przede wszystkim produkcją fałszywych dokumentów. Bałuk zajmował się tam głównie mikrofotografią.

Cichociemnych szkolono początkowo w różnych miejscach Wielkiej Brytanii. Na przykład w kompleksie Audley End pod Londynem została w 1942 r. otwarta stacja SOE nr 43, gdzie polscy żołnierze nie tylko się szkolili, ale również oczekiwali na wylot do kraju. Co jednak istotne w 1944 r. przyspieszone kursy dla cichociemnych organizowano również w Palestynie, we Włoszech czy też na Bałkanach.

Pierwsi cichociemni wylądowali w Polsce w nocy z 15 na 16 lutego 1941 r. Wśród nich byli kpt. Lotnik Stanisław Krzymowski „Kostka”, por. kawalerii Józef Zabielski „Żbik” oraz kurier do Delegatury Rządu na Kraj kpr. Czesław Raczkowski „Włodek”. Pomimo trudności związanych z błędami nawigacyjnymi skoczkom udało się wylądować niedaleko stacji kolejowej Skoczów, która znajdowała się 138 kilometrów od planowanego miejsca zrzutu. Niemniej żołnierze ci wylądowali i rozpoczęli działalność konspiracyjną, choć Raczkowski został bardzo szybko zatrzymany przez niemiecką straż graniczną.

W kolejnych latach do Polski przerzucono ponad 300 skoczków, którzy wzięli aktywny udział w walce o Polskę wolną i niepodległą. Ludzi tych można było odnaleźć w różnych komórkach ZWZ-AK. Brali oni na przykład udział w zdobywaniu prototypów słynnych niemieckich czołgów Panther, szkolili polskich żołnierzy, a także prowadzili działania dywersyjne w różnych zakątkach Polski. Próbowali na przykład przeprowadzić zamach na niemieckiego zbrodniarza Hansa Franka.

Wśród najbardziej znanych, których należy zaliczyć do elitarnego grona cichociemnych przypomnieć wypada: Adama Boryczkę, Adama Borysa, Hieronima Dekutowskiego, Mariana Gołębiewskiego, Kazimierza Iranek-Osmeckiego, Bolesława Kontryma, Tomasza Kostucha, Narcyza Łopianowskiego, Jan Nowaka-Jeziorańskiego, Jana Piwnika oraz Leonarda Zub-Zdanowicza. Wszyscy oni wzięli aktywny udział w konspiracji. Co istotne aż 112 poniosło śmierć, w tym 9 w trakcie lotu lub samego skoku. Przeszło 90 walczyło w Powstaniu Warszawskim, a 10 zamordowali komuniści już po zakończeniu wojny.

Ostatni zrzut cichociemnych do kraju miał miejsce tuż po światach Bożego Narodzenia, tj. 28 grudnia 1944 r., w okolicach Nowego Targu. Jednak ostatni skok w ogóle nastąpił 9 kwietnia1945 r. w północnych Włoszech.

Najlepszy znawca tematu cichociemnych Krzysztof Tochman napisał w jednym ze swoich tekstów krótko, aczkolwiek bardzo treściwie: „Cichociemni dobrze spełnili swój żołnierski obowiązek”, przez co pamięć o nich trwa i trwać będzie już zawsze. Dowodem na to jest fakt, że w latach „dziewięćdziesiątych Jednostka Wojskowa GROM otrzymała imię Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej, a rok później wręczono jej sztandar”.

 

Źródło: RDI

Używamy cookies
Klikając przycisk "OK" wyrażasz zgodę na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystasz tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie danych osobowych pozostawionych w czasie korzystania z serwisu SlonecznyStok.pl.