Są więzienia niewidzialne, jest ich bardzo wiele. Są więzienia, w których ludzie rodzą się, rosną i umierają. Są więzienia systemów i ustrojów. Te więzienia nie tylko niszczą ciała, ale sięgają dalej, sięgają duszy, sięgają głęboko prawdziwej wolności.

 

ks. Jerzy Popiełuszko

 

Krążącą w internecie definicję spółdzielczych grup nomenklaturowych określanych mianem „mafii spółdzielczej” warto uzupełnić o dodatkową charakterystykę ich struktur i zasad funkcjonowania.

Struktura i środowisko


Pojęcie mafii spółdzielczej dotyczy nomenklaturowych grup kontrolujących postkomunistyczne spółdzielnie-molochy, realizujących partykularne interesy kosztem eksploatowanych społeczności. Zjawisko jest schedą po PRL i bezpośrednią konsekwencją układu okrągłostołowego torującego aparatowi byłego reżimu komunistycznego drogę do zachowania władzy i przywilejów w nowej rzeczywistości III RP.

Na poziomie spółdzielni-molocha podstawową jednostką organizacyjną poreżimowego układu jest tzw. rodzina. W jej skład wchodzi zarząd, grupa pracowników (średnio od 50 do 300 osób), zespół tzw. zaprzyjaźnionych firm oraz niejednokrotnie rezydenci z lokalnego wymiaru sprawiedliwości, politycy partii postkomunistycznych, osoby o agenturalnej przeszłości przyklejone do różnych niekomunistycznych środowisk.

Głową spółdzielczej rodziny pozostają prezesi. „Oficerowie” to osoby ze szczebla kierowniczego molocha, właściciele współpracujących firm oraz nomenklaturowi aparatczycy rozlokowani w instytucjach siłowych. Zaciężne „wojsko” grupy stanowią pracownicy zatrudnieni bezpośrednio w spółdzielni oraz w podmiotach zależnych, zrzeszonych w kartelu.

Generalnie rodziny nomenklaturowe tworzą autonomiczne, hierarchiczne struktury oparte na ludziach aparatu komunistycznego. Ich terenem działania i źródłem przychodów jest mienie molocha-żywiciela. Najsilniejsze grupy sprawują niepodzielną władzę praktycznie od zarania danej spółdzielni. Niekiedy dokonuje się pokoleniowa wymiana kierownictwa wskutek wewnętrznych wojen o władzę między byłymi funkcjonariuszami partii. Ogólnie dowodem istnienia spółdzielczych rodzin jest ich nietykalność w lokalnej społeczności i nieusuwalność mimo licznych naruszeń prawa czy wręcz bojkotu przepisów.

Do głównych źródeł dochodów rodzin zaliczają się czynsze, przychody z budowy i udostępniania lokali, zyski z procederu eksmisyjnego. Siła i wpływy danej rodziny zależą od wielkości spółdzielni. Najpotężniejsze grupy zarządzają molochami liczącymi nawet 30 tys. członków (ponad 100 tys. lokatorów). Największe spółdzielnie mają zarazem najsilniejsze wpływy w mieście. Kreują kształt lokalnej gospodarki, obsadę stanowisk w samorządzie, wpływają na działalność prokuratury, policji i sądu. Aktywnie moderują lokalną politykę oraz media.

W wielu miastach III RP w zasobach postkomunistycznych SM wciąż zamieszkuje nawet połowa ogółu ludności. W takich miejscach olbrzymia władza rodzin determinuje wygląd i standardy egzystencji lokalnej społeczności. Czymś typowym staje się np. kontrolowanie lokalnej prasy (opłacanie dziennikarzy, kupowanie przychylności gazet poprzez np. systematyczne zamawianie reklam), czy kreowanie życia społeczno-gospodarczego przez wprowadzenie do kanonu działalności gospodarczej łapówki jako standardu relacji biznesowych.

Wyróżnikiem postkomunistycznej mafii spółdzielczej od klasycznego modelu włoskiego (prostytucja, handel narkotykami, handel bronią, wymuszenia itd.) jest jej naturalne wkomponowanie w struktury państwa. Jej swoista legalność opierająca się na zachowanym komunistycznym prawie spółdzielczym z okresu PRL i silnym oparciu we wciąż potężnym aparacie nomenklaturowym oplatającym III RP.

Układowa, tak naprawdę skrupulatnie kontrolowana i wyreżyserowana przez partię, transformacja ustrojowa PRL w III RP została dopuszczona na warunkach wyznaczonych przez komunistów, dla których okupem, pożywką i zabezpieczeniem miała pozostać na całe dekady praktycznie niezmieniona nomenklaturowa spółdzielczość. Słusznie baronowie partii zdecydowali, że zachowanie kontroli nad spółdzielczością zapewni im dostatek finansowy oraz możliwość moderowania transformacji i wywierania wpływu na kierunki przemian w III RP. Zdecydowano się na „okopanie” w spółdzielczości, bo jej budżet i potencjał uznano za najstabilniejszy i drugi co do wielkości po budżecie państwowym. Pragmatycznie przyjęto, że zamrożenie reformy i transformacji spółdzielczości zagwarantuje długofalowe utrzymanie wpływu na politykę państwa oraz da hegemonię ekonomiczną mafiom wyrosłym z aparatu państwa komunistycznego.

Jeśliby porównywać siłę wpływu i przychody grup nomenklaturowych z klasycznymi mafiami trudniącymi się np. przemytem czy handlem narkotykami, to pod względem obrotów i zysków mafia spółdzielcza jest hipermarketem a konkurencja kioskiem z warzywami. Przykładowo trzy duże rodziny eksploatujące molochy liczące po 15 tysięcy członków, tylko z opłaty eksploatacyjnej i funduszu remontowego rocznie wyciągają przychód rzędu 100 mln zł, z czego średnio 1/4 jest zyskiem netto wytransferowanym do sieci podległych firm.

Dlatego partyjni towarzysze traktowali i traktują spółdzielczość jako strategiczną dziedzinę na równi z blokowaniem lustracji, reformy sądownictwa i prokuratury. Zresztą w ocenie dygnitarzy nomenklaturowych zakres swobody działalności jest ściśle uzależniony od sytuacji w instytucjach siłowych. Organy te, do niedawna mające za zadanie ochronę aparatu państwa komunistycznego przed „kapitalistyczną reakcją”, w dobie III RP dostały nową nieformalną rolę: zabezpieczenie działalności rodzin i ochronę interesów gospodarczych prezesów. Wywodzący się z nomenklatury sędziowie, wysocy funkcjonariusze prokuratury i policji stali się beneficjentami grup nomenklaturowych, podejmując kooperację z rodzinami na wielu szczeblach, począwszy od indywidualnej ochrony poszczególnych molochów, a skończywszy na szczytach władzy i obsłudze zleceń najwyższych struktur postkomunistycznej nomenklatury. Grupy byłego aparatu PRL – tworząc swoiste państwo w państwie – stały się drugim nieformalnym ośrodkiem decyzyjnym, wywierającym wpływ na politykę oficjalnych władz III RP.

Reklama

Wbrew pobożnym życzeniom naiwnych, resorty siłowe po 1989 roku wcale nie uległy oczyszczeniu. Zamiast odnowy wyrosło i weszło do zawodu równie cyniczne nowe pokolenie (tzw. neonomenklatura) w sposób hermetyczny obsadzające struktury postkomunistycznego państwa. W dobie III RP korporacje wywodzące się z PRL, działając w duchu standardów totalitaryzmu, nadal realizują grupowe interesy, niejednokrotnie drastycznie kolidujące z zasadami praworządności, dobrem państwa i głosem opinii publicznej. Demokracja w III RP ma charakter fasadowy a w przypadku spółdzielczości postkomunistycznej to wyłącznie propagandowe pojęcie, podobnie jak w PRL, mające niewiele wspólnego z rzeczywistością. Powszechnym jest proceder jawnego bojkotowania elementarnych praw ludności i jej systemowego dyskryminowania.

Z tego powodu mafie spółdzielcze – obok bezrobocia, zadłużenia państwa i kryzysu gospodarczego – pozostają jednym z największych współczesnych zagrożeń dla rozwoju i przyszłości III RP i jednym z największych wyzwań w planach prawdziwej modernizacji Polski.

W wymiarze społecznym w ostatnim dwudziestoleciu działalność spółdzielczych grup nomenklaturowych przyczyniła się do ekonomicznego rozwarstwienia ludności, koncentracji w molochach najuboższych grup społecznych, wzrostu biedy, drastycznej emigracji i stagnacji gospodarczej miast o dominującym udziale spółdzielczości postkomunistycznej.

 

Oprac. Stanisław Bartnik

Używamy cookies
Klikając przycisk "OK" wyrażasz zgodę na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystasz tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie danych osobowych pozostawionych w czasie korzystania z serwisu SlonecznyStok.pl.