Myślę, że kandydatura Jacka Żalka na prezydenta Białegostoku byłaby do przyjęcia dla środowisk prawicowych. Dlaczego tak sądzę i co mnie upoważnia do wypowiadania się?
W roku 1994 do siedziby naszej partii KPN na Branickiego przychodził skromny, szerzej nieznany człowiek, który został potem prezydentem miasta. Nazywał się Ryszard Tur. W roku 2000 pan Tur w rozmowie ze mną poprosił o poparcie jego kandydatury przez Stowarzyszenie Ruch Obrony Bezrobotnych. Po prostu mam jakąś intuicję polityczną, coś w rodzaju "szczęścia" napotykania przypadkiem ludzi, którzy zostają prezydentami Białegostoku. W roku 2001 podczas podróży ekspresem z Warszawy jechałem w jednym przedziale z Tadeuszem Truskolaskim. Nie wywarłem na nim wrażenia, nie uznał mnie za inteligentnego rozmówcę, przez całą drogę rozmawiałz jakimiś leśnymi dziadkami, ja pomimo miejscówki wolałem stać na korytarzu. Ale tę miejscówkę obok Truskolaskiego sprzedał mi na peronie inny leśny dziadek. Może to nie był przypadek?
Kiedy wystawialiśmy Kononowicza zadawałem moim rozmówcom pytanie. Czy zagłosowałbyś na Kononowicza czy na Kozłowskiego lub Sawickiego. Ci dwaj ostatni to ludzie z wyrokami. Rozmówcy mimo wszystko wybierali ich. Nawet pisząc ten tekst staram się aby nie użyć słowa "przestępca". Człowiek skazany prawomocnym wyrokiem sądowym to lepiej brzmi. Lepiej niż Kononowicz.
Minister Boni od "cyfryzacji" jest człowiekiem Donalda do zleceń. Co prawda wynajęto Bartłomieja Sienkiewicza do pójścia po nas do Białegostoku, ale marszrutę nadzoruje kto inny. Dali im takie imponujące nazwiska "Sienkiewicz", "Sikorski", które powinny polactwu imponować. Jak słusznie zauważył redaktor Michalkiewicz wyjaśniło się cóż tota cała "cyfryzacja". Cyfryzacja polega na wmówieniu przy pomocy cyfrowych mediów całemu światu, że nisko ucyfryzowany Białystok to siedlisko rasizmu, ksenofobii i innych fobii. A w Białymstoku najgorszym pod tym względem osiedlem, gdzie płoną meczety i synagogi jest Stok Słoneczny. Jak się wyraził Wojciech Koronkiewicz z "Wyborczej" strach przechodzić przez to osiedle.
Do chóru wujów dołączył Ireneusz Krzemiński, który otrzymał grant na "badania" wyjaśniające, że za postawami antysemickimi stoją katolicy. Choć sam deklaruje, ze jest wierzący niesłychanie łatwo przyszło mu zidentyfikowanie złoczyńców w sutannach i sformułowanie zarzutów. Krzemińskiemu wyszło, że tradycyjny antysemityzm powinien skończyć się około 1995 roku wraz z wymarciem pamiętających Dmowskiego i Doboszyńskiego 70-latków. Tymczasem najnowsze badania ukazują wzbierającą falę antysemityzmu wśród dzisiejszych 60-latków, utrzymuje się też antysemityzm nowoczesny wśród ludzi z podstawowym i wyższym wykształceniem.
Nijak Krzemiński pojąć nie może, że oszukani przez Amber Gold, okradani przez lichwiarzy w tempie 2250 procent rocznie "pożyczkobiorcy" identyfikować się mogą z tak wstydliwą ideologią jak antysemityzm. Ludzie zgłaszający akces do OFE, których 15 lat temu mamiono wizją emerytury pod palmami, dziś otrzymują pierwsze świadczenia w wysokości 93 złotych miesięcznie. Świadczenia w dodatku nie dożywotnie tylko tymczasowe maximum 10-letnie. Przecież ci zadowoleni powinni być z życia i nie powinni słuchać podszeptów wichrzyciela z Torunia. Mają przecież do wyboru filozofa z Biłgoraja.
Najpierw ubój rytualny, później akty terroru. Chrońmy dzieci przed takimi widokami, chrońmy nasze spoleczeństwo
Czy trzyletnie dziecko może oglądać takie drastyczne sceny jak ubój byka? Scena ze święta Kurban Bajram w Bohonnikach. Jakie zmiany w psychice dzieci dokonują się oglądając tak drastyczne widoki? Jako pedagog stwierdzam, że to niedopuszczalne. Problemy osobowościowe, zaburzenia snu, nadpobudliwość i autoagresja. W skrajnych przypadkach próby samobójcze.
Na Podlasiu od pewnego czasu dochodzi do dziwnych, nieznanych dotąd incydentów ukierunkowanych na wywołanie niepokojów na tle narodowościowym. W ostatnich dniach doszło do kolejnego zdarzenia: zniszczono dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości.
O co może chodzić? Komu zależy na destabilizacji i prowokowaniu do konfliktu?
Zarówno w samym Białymstoku ani w regionie absolutnie nie ma nastrojów ani atmosfery, która miałaby świadczyć o antagonizmach religijnych czy narodowościowych. To co aktualnie serwowane jest przez „Kurier Poranny” stanowi w mojej ocenie wyłącznie wyimaginowany, agresywny, propagandowy przekaz niemający nic wspólnego z realnymi nastrojami.
Kto może zyskać na prowokacjach i wciągnięciu w zaaranżowany konflikt mieszkańców Podlasia oraz Litwinów?
Tak jak pisaliśmy wcześniej, pewne doraźne pożytki może mieć lokalna oraz krajowa władza dzięki skutecznemu odwracaniu uwagi od rzeczywistych problemów. Przypomnijmy: Białystok jest mocno zadłużony, podejmuje się niepopularną decyzję o sprzedaży MPEC, o budowie spalarni na terenie miasta za setki milionów złotych. Działania te bezpośrednio zagrażają pozycji nie tylko Tadeusza Truskolaskiego, ale również pozycji Platformy Obywatelskiej. Zatem wywoływanie medialnych seansów nienawiści wobec wyimaginowanych faszystów, antysemitów i rasistów może stanowić formę krótkoterminowego wsparcia dla lokalnych włodarzy. Mieszkańcom podaje się emocjonujący temat zastępczy zagłuszający choć przez chwilę dramat bezrobocia, emigracji zarobkowej i rosnących kosztów utrzymania.
Widząc jednak pewien ciąg zdarzeń można stawiać tezę, że chodzi o coś więcej niż tylko lokalne zagłuszanie. Wydaje się, że w temacie są znacznie więksi gracze niż lokali politykierzy próbujący kreować się na hasłach walki z rasizmem. Destabilizacją sytuacji na Podlasiu mogą być zainteresowane grupy posługujące się tajnymi służbami, upatrujące w prowokowaniu negatywnych emocji narzędzie dezintegracji mającej na celu osłabianie polskiej państwowości i tworzenie podziałów do skonkretyzowanych celów politycznych.
Z pewnością życzliwie na dokonywane akty prowokacji patrzy aparat putinowski, bowiem wywołanie konfliktu narodowościowego na Podlasiu może w perspektywie być korzystne dla Rosji, która potencjalnie weszłaby w rolę obrońcy praw Białorusinów, gdyby udało się szerzej eskalować negatywne nastroje i przerodzić je w separatyzmy.
Jednak w pierwszej kolejności korzyściz prowokowania mogą płynąć do innych nieformalnych grup interesów. Za prowokacjami mogą stać ludzie domagający się od Polski odszkodowań, zwrotu nieruchomości oraz zainteresowani silnym skonfliktowaniem Polaków i Litwinów.
Stara zasada "dziel i rządź" zastosowana na pograniczu, poprzez inspirowanie do nienawiści może pomóc w realizacji założonych celów politycznych i gospodarczych. Z pewnością łatwiej będzie szantażować, w szczególności Polaków, roszczeniami odszkodowawczymi, gdy ci będą silnie zantagonizowani z Litwinami czy Białorusinami. Zapewne w takich realiach na lepszy grunt trafią oskarżenia o rasizm i antysemityzm, a także plucie na Armię Krajową i otwarte oskarżenie o współpracę z "nazistami" (modny obecnie termin z języka propagandowej nowomowy).
Nie każdy o tym wie, ale podwaliny pod medialną kampanię nienawiści na Podlasiu i pograniczu zostały położone znacznie wcześniej. Propagandowym punktem wyjścia może być w tym przypadku antypolska powieść "Malowany ptak", głośna w latach dziewięćdziesiątych, m.in. z uwagi na wizję prymitywnych i okrutnych chłopów mordujących Żydów i współpracujących z "nazistami". Okres, kiedy samobójca Kosiński, autor "Malowanego ptaka", jeszcze żył, w sensie politycznym nie dawał perspektywy do antypolskiego zagospodarowania powieści i ewentualnego zaprzęgnięcia do kampanii o zwrot mienia.
Jeżeli za prowokacjami stoją tajne służby to należy oczekiwać, że antypolscy propagandyści niebawem mogą próbować robić użytek z książki Kosińskiego, podobnie jak niedawno czyniono to z "pracami" Grossa.
Dla władzy z kolei prowokacje w rodzaju: niszczenie dwujęzycznych tablic czy dewastacje cmentarzy, mogą stanowić pożywkę i pretekst do wprowadzania kolejnych instrumentów inwigilacji i ograniczeń wolności słowa. Niewątpliwie postulowana przez grupy interesów z zamiarem zablokowania krytyki, zmiana w kodeksie karnym wprowadzająca cenzurę debaty publicznej poprzez penalizację tzw. mowy nienawiści, może dzięki eskalowaniu prowokacji na Podlasiu, nabrać nowego życia w mediach kontrolowanych przez antypolskie grupy.
W obliczu tych propagandowych aktów manipulacji, Polacy, Litwini, Białorusini, Tatarzy z Podlasia, Ukraińcy, powinni zachować solidarność i nie dać się wciągnąć w aranżowane kampanie nienawiści. Poddawanie się wpływom gazetowych krzykaczy demagogicznie oskarżających o rasizm czy antysemityzm może tylko zaszkodzić harmonijnemu współistnieniu, bezpieczeństwu gospodarczemu i majątkowemu.
26 maja 2013 r. w Białymstoku odbędzie się referendum w sprawie sprzedaży Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej.
Temat wywołuje duże emocje bo działania władzy zaskakują nawet najwierniejszych sojuszników Tadeusza Truskolaskiego.
Czy na pewno – jak podaje się ludowi – w sprawie chodzi wyłącznie o załatanie dziury budżetowej i pieniądze na bieżącą działalność?
Przez spalarnię do wysokich kosztów dla najuboższych
Okoliczności wskazują, że niekoniecznie. Gdyby tak było władza nie miałaby interesu pakować się w budowę spalarni za setki milionów złotych w sytuacji, gdy firmy zainteresowane gospodarką odpadami na własny koszt proponują stworzenie ekologicznych systemów zagospodarowania (np. budowa sortowni, odzysk i przetwórstwo surowców wtórnych itd.).
Obsesyjne dążenie do budowy spalarni za wszelką cenę, a ostatnio pomysł wyzbycia się MPEC-u wydaje się służyć bardziej dalekosiężnym celom lokalnych grup interesów.
Z białostocką gospodarką odpadami jest trochę tak jak z zarządzaniem spółdzielniami-molochami. Nikomu nie opłaci się żeby było tanio. Tak samo jak prezesi nie mają interesu żeby czynsz był niski i eksmisji było mało (na poziomie wspólnot mieszkaniowych), tak i obecna władza samorządowa nie jest zainteresowana przystępnymi cenami odbioru odpadów oraz ich racjonalnym zagospodarowaniem. Dlaczego? Najzwyczajniej nie da się wtedy na tym dobrze zarobić i nie będzie korzyści np. z generowania i obsadzania lukratywnych stanowisk.
Tworzenie bardzo drogiego systemu gospodarki odpadami oprócz bieżących pożytków z kontrolowania i wykorzystania milionowych przychodów za odbiór śmieci (wg szacunków 50-60 mln zł rocznie) da też ważne narzędzie do wywierania wpływu na najuboższą ludność. Narzucenie wysokich opłat niewątpliwie pogorszy i tak już trudną sytuację ekonomiczną praktycznie połowy mieszkańców Białegostoku. Statystycznie już teraz co drugie gospodarstwo domowe w blokowiskach ma problemy z regulowaniem czynszu, więc dalsze windowane kosztów dotkliwiej uderzy w najbiedniejszych i jeszcze silniej wystawi ich na bat eksmisyjny.
Obserwując determinację władzy można odnieść wrażenie, że to celowy plan, obliczony na przyśpieszenie procesu wymuszania ucieczki ludności z najstarszych blokowisk i eskalowania procederu eksmisyjnego, który dziś przynosi wąskim grupom ogromne dochody (zyski w setkach tysięcy złotych z zastępstwa procesowego, odsetek, uznaniowego dysponowania przejętymi lokalami).
Na przestrzeni ostatnich lat bezspornie widać systematyczny odpływ z blokowisk mieszkańców o wyższym statusie ekonomicznym, pogarszanie się płynności finansowej spółdzielni, rosnące koszty, wzrastającą przestępczość i powolny spadek wartości lokali w stosunku do osiedli wspólnotowych czy zabudowy szeregowej.
Utrzymanie tego trendu przez sztuczne windowanie kosztów egzystencji najuboższych może w perspektywie dać prezesom poszczególnych spółdzielni pretekst do ogłaszania upadłości i przejmowania mienia najbiedniejszych (z lokatorskimi, własnościowymi tytułami do lokali), których nie było stać na uwłaszczenie. Wariant taki staje się realny i prawdopodobny w związku z zapotrzebowaniem na tereny inwestycyjne oraz wyczerpującą się formułą funkcjonowania spółdzielni-molochów, w których pogorszenie sytuacji ekonomicznej mieszkańców może z obiektywnych przyczyn uniemożliwić prezesom dalsze gospodarowanie i zarabianie na eksploatacji lokatorów.
W takich realiach kolejnym etapem po postkomunistycznej spółdzielczości byłoby przejmowanie przynajmniej części nieruchomości i uzyskiwanie pożytków z ich sprzedaży lub zagospodarowania deweloperskiego. Grunty w Białymstoku wycenia się na milionowe kwoty nawet na rogatkach miasta, nie wspominając o osiedlach położonych w centrum, w których ceny działek mogą sięgać dziesiątek milionów złotych. Dlatego takie nieruchomości mogą budzić szczególne zainteresowanie.
Wariant takiej swoistej ponownej prywatyzacji wcale nie jest nierealny. Przy sprzyjających warunkach zewnętrznych, np. krachu gospodarczego, staje się w pełni wykonalny w granicach prawa III RP. Daleko nie szukając jako przykład przejęcia gruntów z budynkami można wskazać osiedla bloków zakładowych w białostockich Starosielcach. Życie pokazało, że po upadłości firmy w majestacie prawa sprzedano nieruchomości, a mieszkańcy nie otrzymali znikąd skutecznej pomocy. Podobnie może stać się z blokowiskami, w szczególności mocno zadłużonych białostockich spółdzielni. Ludność w nich egzystująca jest systemowo dyskryminowana postkomunistycznym prawem i bezwzględnie eksploatowana ekonomicznie przy aprobacie organów państwa. Na porządku dziennym jest np. sytuacja, że koszt zarządzania w molochu przewyższa o 50-100% stawki nawet jednodomowych wspólnot mieszkaniowych. Podobnie w sferze remontów całkowicie bezkarnym procederem jest docieplanie budynków spółdzielni za ceny stanowiące 2-krotność a nawet 3-krotność stawek rynkowych.
W związku z powyższym można mieć pewność, że nomenklaturowa władza nie kiwnie palcem w obronie "blokersów", którymi tradycyjnie pogardza i których postrzega wyłącznie jako źródło dochodów.
Tezę o przedmiotowym traktowaniu i dyskryminowaniu zdają się potwierdzać zachowania władzy np. w kwestii stosunku do powszechnego uwłaszczenia w spółdzielniach-molochach. Wszystkie nasze dotychczasowe wnioski i apele o włączenie się w proces oddolnej modernizacji molochów pozostają bez odpowiedzi. Co więcej: niejednokrotnie w mediach manifestuje się poparcie dla polityki prezesów. Takie zachowania dowodzą, że grupy interesów konsekwentnie dystansują się od reformy i powszechnego uwłaszczenia ludności w atrakcyjnych miejskich nieruchomościach. W ich kalkulacjach wspieranie ubogich przez umożliwienie im uwłaszczenia na masową skalę w praktyce zniweczyłoby plany pozyskania gruntów.
Sprzedaż MPEC dodatkowym instrumentem wpływu
Od pewnego czasu mówi się o uwolnieniu rynku cen energii cieplnej. Zatem pozbycie się przez miasto monopolisty dostawcy ciepła przy jednoczesnym zniesieniu barier cenowych dałoby kolejny silny impuls do windowania kosztów i w konsekwencji wzmożenia odpływu ludności z blokowisk, co pogłębiłoby i tak już wyraźny regres ekonomiczny i społeczny.
Zważywszy że nowy właściciel MPEC-u stałby się zarazem wiodącym wierzycielem białostockich spółdzielni, przejęcie przedsiębiorstwa dawałoby mu perspektywę taniego nabycia udziałów w spółdzielczych nieruchomościach w przypadku egzekucji ewentualnych długów. Pod tym względem z punktu widzenia grup interesów stojących za pomysłem, zakup MPEC-u wydaje się atrakcyjną inwestycją, gdyż zwrot wydatków nastąpiłby poprzez podwyżki cen ciepła, a po wyeksploatowaniu spółdzielczych klientów (w przypadku braku zdolności do spłaty) nowy właściciel MPEC-u, jako wierzyciel zadłużonej spółdzielni, skorzystałby z prawa do wnioskowania o upadłość i zajęcia jej majątku.
Zatem forsowanie sprzedawania spółki MPEC stanowi nie tylko zagrożenie wywołania wzrostu kosztów ogrzewania, ale również otwiera drogę do pozbawienia dorobku życia osób nieposiadających własności lokali (użytkownicy tzw. własnościowego i lokatorskiego tytułu do lokalu).
Z kolei z punktu widzenia zainteresowanych kupnem MPEC-u, potencjalnym ryzykiem dla nich może być postulowana przez niektórych posłów kompleksowa reforma spółdzielczości obejmująca powszechne uwłaszczenie w nieruchomościach spółdzielni-molochów. Wówczas rzeczywiście nastąpiłaby dekompozycja majątku spółdzielni i ucieczka od MPEC właścicieli-odbiorców ciepła, którzy po ewentualnej reformie zyskaliby prawo rzeczywistego decydowania o zarządzaniu na poziomie nieruchomości, więc mogliby np. zrezygnować z drogich usług monopolisty.
Jednak realnie biorąc prawdziwa demokratyzacja prawa spółdzielczego w obecnym układzie politycznym wydaje się niemożliwa. Przyczyna jest prozaiczna: zbyt wiele grup politycznych ma w spółdzielniach-molochach duże interesy i dochody. Grupom tym poza deklarowaniem pozorów reformy, nie zależy na uwolnieniu "blokersów", bo jak się określa "urwałoby im się koryto".
Spółdzielczość, szczególnie w realiach białostockich, daje więc potencjalnym nabywcom MPEC gwarancję rentowności i bezpieczeństwa przedsięwzięcia. W najbliższym czasie nie ma widoków na powszechne uwłaszczenie, więc interesy nowych właścicieli MPEC będą zabezpieczone.
Paradoksalnie w przypadku ewentualnych zmian w prawie spółdzielczym upadłością spółdzielni mogą być zainteresowani sami prezesi, ponieważ nie będą chcieli zostać z niczym i trafić w niebyt po pozbawieniu stanowisk i dochodów.
Wnioski:
1. Odpowiedzialny mieszkaniec Białegostoku powinien wziąć udział w referendum i głosować przeciwko sprzedaży MPEC.
2. Sprzedaż spółki wywoła nieodwracalne skutki ekonomiczne i największe szkody dla najuboższej ludności przymusowo egzystującej w blokowiskach spółdzielni-molochów.
Dorota Kania z "Gazety Polskiej" nie wie w jaki sposób samobójca Grzegorz Michniewicz dyrektor Kancelarii Prezesa Rady Ministrów trafił do wydawnictwa Studio Astropsychologii w Białymstoku. Tam wydał swoją książkę. Samobójstwo popełnił na kilka miesięcy przed katastrofa smoleńską. Jakie związki łączyły go z Białymstokiem?
Środowisko zajmujące się parapsychologią i ezoteryką w Polsce zna się doskonale. Organizują kongresy, sympozja. Studio Astropsychologii prowadzone przez małżeństwo Nawrockich nie jest wcale wydawnictwem "małym". Jest znane w środowisku i wyspecjalizowane w tematyce magii i ezoteryki. Najwięcej tego typu publikacji powstaje w Rosji. Nawroccy dokonywali polskich reedycji prac rosyjskich ezoteryków. Pod płaszczykiem międzynarodowego hobby rosyjscy szachiści mogli penetrować tego rodzaju środowiska w Polsce i zwrócić uwagę na ambitnego i wysoko ulokowanego w establishmencie Michniewicza. Podobno każdemu współpracownikowi Nawroccy stawiają horoskop. Co powiedział horoskop Michniewicza?
Białystok jest wielkim koncentracyjnym obozem pracy przymusowej. Pod tym terminem rozumiem sytuację, gdy człowiek posiadający rodzinę na utrzymaniu jest zmuszany do niewolniczej pracy za 6 zł za godzinę. A przy tym wszystkim jest poniżany i pogardzany jak to niewolnik. W Białymstoku szanuje się takich, którzy pracować nie muszą, szpanują dużą ilością wolnego czasu i pozują na zasobnych finansowo. W Białymstoku poniża się ludzi ciężko i uczciwie pracujących. To miasto dla cwaniaków. Od zawsze tak było.
Plagą w Białymstoku jest donosicielstwo. Donosicielstwo od pokoleń i od wielu lat. To nie tylko sztandarowy donosiciel i szantażysta Kononowicz. Takich podłych kreatur w tym mieście są tysiące. W Białymstoku brakuje etosu pracy. Codziennie tysiące donosicieli szpiclują ludzi pracujących i bezinteresownie wydzwaniają do pracodawców ze skargami na roboli. Takie miasto.
Człowiek posiadający warsztat przynoszący dochód nie będzie miał czasu na destrukcyjne i nie przynoszące zysku działania - donosicielstwo, przestępczość, plotkarstwo. Jak to zmienić? To instytucje państwa i pracodawcy demoralizują społeczeństwo. A więc - karać donosicieli, ośmieszać ich i nie przyjmować bezpodstawnych zgłoszeń.
To także miasto kombinatorów, w którym nadużywa się zwolnień czy wykorzystuje roczne urlopy "dla poratowania zdrowia".
Policjanci, strażnicy miejscy i nauczyciele często pozorują pracę. Byle przetrwać dniówkę bez skargi. Nie przeczę i ja składam skargi na policję, mniej więcej raz do roku.
Z oświadczenia majątkowego Barbary Kudryckiej, która jest także posłanką PO z woj. podlaskiego wynika jasno, że w ubiegłym roku zarobiła 48,6 tys. zł z WSAP. Pani minister, zanim objęła urząd, była rektorem prywatnej białostockiej uczelni. I cały czas z uczelnią współpracuje. Barbara Uljasz, rzecznika prasowego WSAP mówiła mediom, że Kudrycka ze szkołą nie jest już związana, ale, jak teraz twierdzi pani rzecznik, doszło do nieporozumienia. Bo minister rzeczywiście nie prowadzi zajęć ze studentami. Natomiast nie oznacza to, że nie jest pracownikiem szkoły.
Za co Barbara Kudrycka zainkasowała w ubiegłym roku blisko 50 tys. zł? Za opiekę merytoryczną nad doktorantami WSAP. Nie wymaga to prowadzenia regularnych zajęć, a jedynie, jak twierdzi Barbara Uljasz, indywidualnych spotkań.
– W WSAP jestem zatrudniona na pół etatu – mówi natomiast sama pani minister. – Koncentruję się na tym, by asystenci pracujący pod moją opieką rozwijali się naukowo. Dbam też o poziom ich rozpraw doktorskich.
Tylko, że WSAP nie ma uprawnień nadawania stopnia doktora! Dysertacja doktorska powstaje przy ścisłej współpracy doktoranta z promotorem. Nikt postronny nie może ingerować w ten proces. A już pobieranie pieniędzy za to brzydko pachnie korupcją. Mamy tu do czynienia z wielkim skandalem.
Medialne show w spółdzielni. Od dwóch dni w mediach władzy nie milkną krzyki o rasizm w Białymstoku. Zachowania te zdumiewają, bo rzuca się oskarżenia nie znając motywów ani okoliczności zdarzeń. Padają ostre deklaracje rządzących.
Niszczenie mienia w spółdzielni tej i innych białostockich czy regionalnych jest na porządku dziennym. Przestępczość narasta wskutek wadliwej polityki gospodarczej i społecznej. Dzieje się to bez fleszy i medialnych spektakli. Dla "niewyznaczonych czynów" nie wyznacza się nagród i nie robi konferencji prasowych, a sprawy praktycznie zawsze kończą się umorzeniem.
Analogiczną sytuację z dewastacją mieliśmy ostatnio w Hajnówce. Oblano farbą drzwi mieszkańca spółdzielni i według relacji usiłowano podpalić. Ale czy w tamtym przypadku zorganizowano medialne show? Czy doszukiwano się podtekstu politycznego?
Nic takiego się nie zdarzyło. Nikogo z usłużnych władzy mediów sprawa w ogóle nie zainteresowała, a przecież w Hajnówce mieszka mniejszość białoruska!
Podobnie na Słonecznym Stoku. Niszczenie drzwi nie jest niczym nadzwyczajnym. Nawet w mojej klatce ostatnio powybijano szyby, ale wtedy jakoś prezes spółdzielni do spółki z komisariatem konferencji nie robił. Nie powołano też sztabu antykryzysowego i nie wyznaczono nagrody.
Medialne przyprawianie nam wszystkim gęby, że Białystok to rasistowskie czy antysemickie miasto jest nieuprawnione, tak samo jak nieuprawnione jest skazywanie za wznoszenie haseł Bóg Honor Ojczyzna czy precz z komuną.
Ci, którzy inspirują do wywoływania takich nastrojów powinni się zastanowić na swoim postępowaniem.
Klikając przycisk "OK" wyrażasz zgodę na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystasz tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie danych osobowych pozostawionych w czasie korzystania z serwisu SlonecznyStok.pl.